Cel: mniej wypadków drogowych i ofiar

Wróć

W Polsce co roku na drogach ginie 3 tys. osób. Wskaźnik śmiertelności jest o połowę większy od unijnej średniej. Dlatego naszych kierowców czekają zmiany, które mają poprawić bezpieczeństwo na drogach. Swoje pomysły w ubiegłym roku przedstawiła branża ubezpieczeniowa. Dzięki nim liczba ofiar wypadków drogowych mogłaby się zmniejszyć o 2/3 do 2030 roku. Inne zmiany czekające kierowców to efekt wymogów wprowadzanych przez Unię Europejską. Jednym z nich jest wchodzący w życie z końcem marca obowiązek instalowania w nowych samochodach systemu eCall. Eksperci oceniają, że to właśnie nowe technologie mogą w przyszłości ograniczyć liczbę wypadków i kolizji, choć nic nie zastąpi edukacji kierowców.

Rocznie na polskich drogach ginie około 3 tys. osób, a ponad 11 tys. odnosi ciężkie obrażenia. Wypadki drogowe stanowią główny powód śmierci młodych Polaków (ponad 20 proc. zgonów osób w wieku 10–30 lat) – to dwukrotnie częściej niż w Europie. Te czarne statystyki sprawiają, że mamy jeden z najwyższych w Unii Europejskiej wskaźników śmiertelności na drogach (liczba ofiar śmiertelnych na 100 tys. mieszkańców wynosi u nas 7,7). Jest on wyższy o 50 proc. od średniej w UE. Zajmujemy szóste miejsce od końca. Coraz bardziej oddalamy się nawet od sąsiadów z regionu np. Czech czy Węgier – wynika z raportu Polskiej Izby Ubezpieczeń „Stan bezpieczeństwa drogowego w Polsce”.

PIU: Proponujemy 20 inicjatyw

Izba, przedstawiając „Strategię poprawy bezpieczeństwa w Polsce”, zaproponowała konkretne rozwiązania, które powinny poprawić fatalne statystyki. – Proponujemy 20 inicjatyw, które mogą przyczynić się do zmniejszenia aż o 2/3 liczby ofiar wypadków drogowych do 2030 roku – mówił Jan Grzegorz Prądzyński, prezes zarządu PIU, podczas ubiegłorocznego Forum Ekonomicznego w Krynicy. Zapewnić ma to Program Poprawy Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego 2030 (Program BRD 2030). Dzięki niemu liczba śmiertelnych wypadków mogłaby spaść do maksymalnie 1 tys. rocznie.

Wśród propozycji PIU są m.in. zmiany prawne oraz usprawnienia infrastrukturalne. Jedno z proponowanych rozwiązań polega na zwiększeniu ochrony pieszych na przejściach. W miastach to na nich ma miejsce 2/3 wypadków śmiertelnych. Dlatego eksperci sugerują, by chronić osoby, które zbliżają się do jezdni. Takie rozwiązanie obowiązuje we Francji czy w Norwegii. Z kolei w Niemczech, Holandii i Czechach prawo chroni pieszych, którzy zbliżają się do jezdni z wyraźnym zamiarem przejścia. W 2015 roku podobne rozwiązanie próbowano wprowadzić także w Polsce, ale się nie udało. Propozycje zostały odrzucone przez Senat. PIU sugeruje, by do tematu wrócić.

Kolejne rozwiązanie polega na umożliwieniu wyliczania ubezpieczenia komunikacyjnego na podstawie otrzymanych mandatów i punktów karnych. Ubezpieczyciele informacje uzyskiwaliby w zbiorach Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Ze względu na ochronę danych osobowych inicjatywa musi być wypracowana z Ministerstwem Cyfryzacji. Jak przekonuje branża, zmiana wpłynęłaby nie tylko na poprawę bezpieczeństwa, ale umożliwiła oferowanie niższych składek dla „bezpiecznych kierowców”.

Raport PIU sugeruje też zmiany w systemie przyznawania mandatów. W krajach skandynawskich taryfikator uzależniony jest od zarobków osoby, która łamie przepisy. W Szwajcarii ostro karana jest recydywa i za każdy kolejny mandat trzeba zapłacić odpowiednio więcej.

Pomogą samorządy i sektor prywatny

Nie wszystko zależy od samych kierowców. Branża ubezpieczeniowa podkreśla także znaczenie inwestycji infrastrukturalnych, takich jak poprawa oświetlenia dróg w szczególnie niebezpiecznych miejscach, zastępowanie skrzyżowań rondami czy likwidacja niebezpiecznych elementów pobocza.

Jeszcze innym pomysłem jest adopcja skrzyżowań. Pomysł polega na zainwestowaniu przez prywatnego przedsiębiorcę w modernizację niebezpiecznych skrzyżowań w danym mieście. Mogłoby to być np. realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Dla firmy – inwestora byłoby to działanie o charakterze marketingowym. Na decyzję przedsiębiorców o takiej adopcji mogłaby wpłynąć np. możliwość częściowego odpisania od podatków zainwestowanych środków.

Ponadto PIU sugeruje, by dalej inwestować w edukację, szczególnie dzieci i młodzieży, czyli przyszłych kierowców. Szkoły mogą postawić na zajęcia z wykorzystaniem technologii IT (np. symulacji virtual reality).

Inteligentne tempomaty

Rozwiązania, które mają poprawić nasze bezpieczeństwo na drogach, proponuje także Unia Europejska. Jej organ doradczy – Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) – sugeruje, by montować w samochodach osobowych system ograniczenia prędkości Intelligent Speed Assistance (ISA), czyli inteligentny tempomat. To rozwiązanie jest już znane kierowcom ciężarówek.

ISA ma wbudowany GPS. Za pomocą kamer odczytuje znaki drogowe i dostosowuje prędkość do obowiązujących przepisów. Wyprzedzanie byłoby możliwe, kiedy kierowca wykonałby kickdown, czyli wcisnął gaz do dechy. Wtedy system wyłączy się na kilkanaście sekund, które potrzebne są na ten manewr.

ETSC proponuje, by takie tempomaty były montowane we wszystkich samochodach produkowanych od 2020 roku. ISA już jest instalowana w lepiej wyposażonych autach.

– Każdy system, który ma poprawić bezpieczeństwo jest dobry – powiedział w rozmowie z Assistance.tv Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Jednak zaznacza, że w tym przypadku wciąż niewiele wiadomo, jak system będzie działać w praktyce. – Czy system będzie czytał znaki i zwalniał samochód wbrew woli kierowcy? Czy może będzie miał w pamięci wczytaną mapę i będzie ją konfrontował ze stanem rzeczywistym? Dzisiaj mamy sporo pytań. W zależności od tego, jak ISA zostanie zrealizowana, będzie można ocenić jej działanie – podkreśla prezes PZPM.

Jego zdaniem trzeba już teraz dopracować wiele kwestii.

Wyobraźmy sobie, że wszystkie samochody w terenie zabudowanym jadą 50 km/h. Nagle wjeżdżamy na drogę z podniesioną prędkością. Nie było możliwości odczytania znaku, bo np. był brudny. Kierowcy jadący 50 km/h będą zawalidrogami. Co do zasady to dobre rozwiązanie, ale musi działać sprawnie – zaznacza Faryś. 

eCall to mniej ofiar

Zgodnie z unijnymi przepisami wszystkie nowe samochody osobowe i lekkie użytkowe, rejestrowane po 31 marca 2018 roku, będą musiały być wyposażone w system eCall. Rozwiązanie w razie wypadku pozwala na błyskawiczne połączenie się ze służbami ratunkowymi. System przekazuje dokładną lokalizację samochodu, markę, a nawet rodzaj paliwa, które wykorzystuje auto. Co ważne, informacje te są przekazywane, nawet jeśli osoby poszkodowane nie mogą mówić.

W ostatnich latach system taki montowany był nie tylko w samochodach segmentu premium, ale i w klasie średniej kilku producentów. Według szacunków Komisji Europejskiej eCall może skrócić czas reakcji ratowników o 40 proc. w obszarze miejskim i o 50 proc. w terenie niezabudowanym. To może przełożyć się na uratowanie do 2,5 tys. osób rocznie. System wykorzystuje numer 112.

Branża jest gotowa

Zakładając, że system będzie działał prawidłowo w warstwie podstawowej, czyli tej, o której mówi ustawa, to jest szansa na uratowanie komuś życia – przyznaje Jakub Faryś.

Jednak poprawy w statystykach bardzo szybko nie odczujemy.

Pamiętajmy, że dotyczy to nowych samochodów. Zanim nastąpi nasycenie, czyli zanim samochodów z systemem będzie dużo, to minie kilkadziesiąt lat. Szczególnie w kraju takim, jak Polska, gdzie nie każdego stać na nowe auto – zaznacza prezes PZPM.

Czy branża motoryzacyjna jest gotowa, by produkować nowe samochody z eCall już od marca? – Musimy być gotowi. Sprawa jest prosta – zapewnia Jakub Faryś.

Samochody autonomiczne

To tylko kilka proponowanych rozwiązań, które mają sprawić, że spadnie liczba wypadków drogowych i osób poszkodowanych w ich wyników. Eksperci już pracują nad następnymi. Pojawiają się propozycje, by nowe auta były obowiązkowo wyposażane również w system asystenta pasa ruchu, który kontrolowałby tor jazdy. Zdaniem specjalistów przyszłość to cały duży obszar autonomicznych pojazdów.

W tej kwestii wszyscy producenci pracują nad rozwiązaniami poprawiającymi bezpieczeństwo ruchu drogowego. Każdy kolejny poziom autonomiczności podnosi bezpieczeństwo np. system, który sam bezpiecznie parkuje – mówi Jakub Faryś.

Ile będziemy musieli czekać na autonomiczne samochody?

Według niektórych producentów stanie się to w mniej niż pięć lat. Branża będzie gotowa, ale nie wiadomo, czy nadążą za tym rozwiązania legislacyjne – dodaje Faryś.

Poprzedni artykuł Karnawał w Rio de Janeiro. Co warto wiedzieć przed wylotem? Następny artykuł Firmy ofiarą cyberprzestępców: miliony złotych strat i przestoje w działalności

Podobne posty

Posadź drzewo… po śmierci

Jak mawiał Benjamin Franklin, tylko dwie rzeczy na świecie są pewne: śmierć i podatki. A skoro każdy z nas umrze, każdy dostanie też swoje miejsce na cmentarzu. Czy to znaczy, że miasta będą stopniowo zamieniać się w ogrodzone murami…

Czytaj więcej

Rynek, który leży prawie odłogiem

Siedem spośród dziesięciu podmiotów z sektora MSP kupuje polisy majątkowe. Zainteresowanie pozostałymi produktami jest wśród nich marginalne. Z jednej strony jest to wynik braku świadomości ubezpieczycieli odnośnie…

Czytaj więcej

TOP 6 upadłych magazynów

Kiedyś stanowiły jedno z podstawowych źródeł informacji, relaksu i określeń statusu społecznego. Zwinięte w rulon pod pachą pozycjonowały właściciela wysoko na drabinie atrakcyjności. Czasopisma znane, czytane i kolekcjonowane w…

Czytaj więcej