Turystyka ekstremalna: Indie
WróćKażdy bardziej lub mniej doświadczony podróżnik, który zdobył się na odwiedziny tej ziemi matki (mother India), potwierdzi, że jest ona jedyna w swoim rodzaju. Ekstrema wyzierają tu ze wszystkich zakątków.
W Indiach można poczuć pełne spektrum wszelakich zapachów – od kadzideł, przez zaskakujące przyprawy, po swąd ludzkich ekskrementów. Smaki budowane na zrobionych z liści bananowca talerzach są tworzone na bazie tradycji kulinarnych sprzed tysięcy lat. Dlatego zachwycają teksturami, połączeniem aromatów, składników, kreatywną prostotą, wszechobecnym wegetarianizmem. Pagoda również może przyprawić o zawrót głowy, bo trudny do zniesienia upał pomieszany jest z wysoką wilgotnością i wszechogarniającym pyłem. Jeśli dorzucimy do tego nieprzebraną masę ludzkich istnień, które w ogromnej liczbie zamieszkują dziurawe ulice, to szok kulturowy mamy gwarantowany. Mieszkańcy Indii przeglądają się w ekstremach swojej ojczyzny, poszerzając ich granice swoimi nietypowymi pomysłami.
Plastikiem powleczone
Kapitalistyczne trio „więcej, szybciej, taniej!” dotarło także tutaj, choć w indyjskiej wersji. Większość Hindusów aspiruje do zachodniego stylu życia, zaopatrując się w kolejne przedmioty, ubrania, wiktuały, utensylia. Ograniczona zasobność kieszeni skłania jednak do kreatywnego podejścia do kwestii użytkowych. Wszystko, co zostało kupione w ochronnym plastikowym pokrowcu, nie straci go aż do momentu totalnego rozpadu. Dlatego mieszkańcy Indii korzystają z siedzeń samochodowych pokrytych ochronnym opakowaniem producenta, śpią na materacach obleczonych folią gospodarczą, siedzą na fotelach owiniętych plastikowym tworzywem. Wszelkie siodełka, siedzenia, kanapy, fotele pozostają tutaj pod stałą opieką macierzystej folii ochronnej. Po co zużywać, skoro można „bezkarnie” korzystać?
Rodzinne klimaty
Ci, którym udało się ziścić „indian dream”, z pewnością zadbają o najbliższych, ale także o to, by każdy nie tylko dowiedział się o tym sukcesie, ale także nigdy o nim nie zapomniał. Multimiliarder Mukesh Ambani postanowił wybudować 173-metrowy drapacz chmur, po to by zamieszkać w nim z całą rodziną. Rezydencja mieści się w Bombaju, a jej powierzchnia wynosi 37 tys. m kw. i jest większa od wersalskiego pałacu. Ten 27-piętrowy wieżowiec mógłby pomieścić 60 kondygnacji, ale że podwyższono każdą z nich do 6 m, zmieściło się znacznie mniej. Garaż na 160 miejsc parkingowych, 3 lądowiska dla helikopterów, sala kinowa na 55 osób, pokój wypełniony sztucznym śniegiem dla ochłody, sala balowa z kryształowymi żyrandolami – z tego wszystkiego „korzysta” rodzina Mukesha. Rodzina ta liczy całe 5 osób.
Wychodzę za… ile?
Jeśli zdarzy się tak, że rodziny młodych porozumieją się w kwestiach finansowych, a astronom znajdzie przyzwolenie w gwiazdach, to w Indiach dochodzi do zaaranżowanego ślubu. Mało ma on wspólnego z imperatywem romantycznej miłości, przywoływanym w Bollywood przy każdej nadarzającej się okazji. Ten biznesowy kontrakt to świetna okazja do zamanifestowania wszystkim 500 gościom swojej zamożności. Uroczystość zaślubin trwa w Indiach kilka dni, główni uczestnicy (w tym rodzice) zmieniają ozdobne stroje i biżuterię kilkanaście razy, patery uginają się od dań, orkiestra zmienia się kilkakrotnie, rozwijane są dywany, wynajmowane zwierzęta. Przepych i wystawność za setki milionów rupii – bo jeśli świętować, to tylko w towarzystwie tygrysów…