Światowy handel już nie taki wolny
WróćOd kilku tygodni temat barier w światowym handlu, mogących doprowadzić do wojny handlowej, rozgrzewa rynki finansowe. Zaczęło się od decyzji Donalda Trumpa o wprowadzeniu ceł na importowane stal i aluminium. Potem były groźby ze strony Chin oraz kolejne zapowiedzi ograniczeń ze strony USA. Ekonomiści podkreślają, że eskalacja napięć w światowym handlu może okazać się czynnikiem spowalniającym globalną gospodarkę. Środki protekcjonistyczne – w obronie własnego rynku lub eksportu – stosuje wiele krajów, niezależnie od stopnia ich rozwoju. Nie jest od nich wolny także rynek UE.
Kto zaczął?
Na początku marca Donald Trump ogłosił wprowadzenie ceł na stal i aluminium importowane z niektórych krajów, m.in. z Chin czy Japonii. Państwa unijne zostały z nich wyłączone, jednak – jak ostrzegają eksperci – Unię także obejmą ich skutki. Rynek wspólnotowy może bowiem zostać zalany przez stal i aluminium z krajów, którym przestanie opłacać się eksport do USA.
Kilka tygodni później władze w Pekinie złożyły skargę do Światowej Organizacji Handlu i zapowiedziały wprowadzenie ceł na 128 produktów amerykańskich, w tym m.in. na owoce czy wina, a Trump nie pozostał im dłużny i na celownik wziął kolejne chińskie produkty. To podsyca obawy o to, że jest to początek polityki protekcjonistycznej, która w końcu doprowadzi do wybuchu wojny handlowej.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy w kwietniowych prognozach ekonomicznych wymienia ją jako jeden z czynników ryzyka dla rozwoju światowej gospodarki i ostrzega przed negatywnymi skutkami jej wprowadzenia. Zdaniem MFW nie tylko wpłynie to bezpośrednio na aktywność gospodarczą, ale także osłabi zaufanie, a to będzie niosło dalsze negatywne skutki.
Protekcjonizm ma się dobrze
Jak wynika z raportu Euler Hermes „Protekcjonizm – przeładowanie broni w wojnach handlowych”, w ubiegłym roku wdrożono 467 nowych środków protekcjonistycznych. To znacznie mniej niż rok wcześniej (827), ale całkowita pula aktywnych środków rośnie. Spadek w ujęciu rocznym, w opinii ekspertów EH, wynikać może z przyspieszenia wzrostu gospodarczego na świecie (3,2 proc. w 2017, +0,6 pkt proc.).
Za jedną piątą tych środków odpowiadają Stany Zjednoczone – to jedyny kraj, który wprowadził ich w ubiegłym roku więcej niż w 2016. USA często sięgają po cła przywozowe i środki antydumpingowe. Polityka w tym obszarze ma na celu przeciwdziałanie protekcjonizmowi u największych konkurentów. Przykładem są Chiny, które chętnie subsydiują np. nadprodukcję stali czy paneli słonecznych. W ubiegłym roku zostały one objęte 17 nowymi środkami ze strony USA. Jednak w kierunku Państwa Środka w ostatnich czterech lat było skierowanych ponad 340 działań odwetowych z całego świata.
Z kolei wśród rynków wschodzących przodują kraje BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA), które nałożyły jedną czwartą środków protekcjonistycznych. Wspierały one najczęściej sektor rolno-spożywczy i metalurgiczny. W czołówce zestawienia nie zabrakło również państw europejskich – Niemcy i Szwajcaria znalazły się na 4.i 6. miejscu.
– Oba te kraje stosują politykę finansowania handlu w celu ochrony rozwiniętych gałęzi przemysłu, takich jak produkcja maszyn i urządzeń. Wielka Brytania stosuje politykę zwiększania swojej atrakcyjności, poprzez m.in. finansowanie handlu i wspieranie zaopatrzenia w miejscowe surowce naturalne, co jest rodzajem protekcjonizmu – czytamy w raporcie EH.
Po co to wszystko?
W niektórych przypadkach kraje wdrażają środki protekcjonistyczne nie po to, by bojkotować import, lecz po to, by promować własny eksport. Przykładem może być Japonia – w ostatnich czterech latach wprowadziła takie środki głównie w sektorze maszyn i urządzeń, który jest domeną jej eksportu. Innym przykładem są sektory, które pozostają pod nadzorem państwa. Celem takich działań są również metale wykorzystywane przez przemysł danego kraju albo surowce, w które obfituje dany kraj.
Najczęściej środki protekcjonistyczne „uderzają” w sektor artykułów rolno-spożywczych, metali, chemikaliów i energii.
Wykres: Sektory najbardziej dotknięte środkami protekcjonistycznymi (wg ich liczby)
Źródło: GTA, Euler Hermes
Sektor spożywczy „chronią” głównie kraje wschodzące (87 proc. z prawie 700 środków w ostatnich latach), stosując głównie środki antyimportowe. W najczęściej obejmowanych protekcjonizmem branżach, czyli artykułach rolno-spożywczych i metalach, podjęte środki doprowadziły do nadpodaży produktów, a co za tym idzie spadkiem ich cen.
Jak to wygląda wewnątrz UE?
Problem barier handlowych dotyczy również Unii Europejskiej, chociaż nie w wymiarze celnym. Ogranicza on w pewien sposób swobodny przepływ towarów i usług między państwami członkowskimi. Zgodnie z opracowaniem PE ze stycznia 2018 roku, na które powołuje się kancelaria Dentons w raporcie przygotowanym w ramach programu Single Europe Varied Food („Wsparcie promocji polskiej żywności poprzez niwelowanie barier w eksporcie”), gdyby zniknęły wszystkie bariery w przepływie towarów na rynku wspólnotowym, gospodarka UE zyskałaby 183 mld euro.
Pokazuje to przykład eksportu żywności. Jak wynika z raportu, polscy producenci sprzedali w ubiegłym roku na unijne rynki artykuły żywnościowe o wartości 21 mld euro. Stanowiło to 80 proc. całego eksportu żywności z Polski. Utrudnianie importu polskich produktów ma więc znaczące przełożenie nie tylko na wielkość wymiany handlowej, lecz również na cały sektor rolnictwa i przetwórstwa żywności.
Z jakimi problemami borykają się eksporterzy? To m.in. nadmiernie częste kontrole sanitarne, obowiązek dodatkowych certyfikacji, krótkie terminy ważności zezwoleń czy wymóg w sprawie wieloletniego przechowywania dokumentów, ale również negatywne kampanie medialne. Kto najmocniej utrudnia im pracę? Co ciekawe, są to głównie najbliżsi sąsiedzi – Czechy, Niemcy, Słowacja czy Węgry, ale również Hiszpania, Holandia czy Wielka Brytania. Dyskryminowany jest mniej więcej co trzeci produkt trafiający do krajów, które stosują bariery w handlu.
– Jednym z największych osiągnięć Unii Europejskiej jest jednolity wspólny rynek, który przynosi wszystkim jego uczestnikom znaczące korzyści, a przede wszystkim wzrost gospodarczy. Na skutek narastających barier w handlu żywnością wspólny rynek staje się nieefektywny i ograniczony. Komisja Europejska powinna jak najszybciej podjąć zdecydowane kroki w celu zahamowania zjawiska protekcjonizmu na rynku żywności UE – podkreślił podczas prezentacji raportu Czesław Siekierski, europoseł, przewodniczący Komisji ds. Rolnictwa w Parlamencie Europejskim.
Autorzy raportu podkreślają, że ograniczanie zjawiska protekcjonizmu nie wymaga wielu skomplikowanych zmian w przepisach. Proponują m.in., by kwestiami pozataryfowych barier handlowych zajmowała się grupa ekspertów w tej dziedzinie, działająca przy Komisji Europejskiej. Nie tylko odciążyłaby ona urzędników z KE, lecz również zachęcałaby państwa do polubownego rozwiązywania sporów. Poza tym na czas badania tego, czy dane bariery są nieuzasadnione, Komisja Europejska miałaby występować do Trybunału Sprawiedliwości o zastosowanie środków tymczasowych w tym konkretnym przypadku. Innym pomysłem jest odwrócony ciężar dowodowy. Jak przekonują eksperci, to państwo, któremu zarzucono stosowanie nieuzasadnionych barier, powinno udowodnić, że są one zgodne z prawem UE.